zmiana-na-lepsze-compressor

Syndrom Surykatki – od czego zacząć zmianę? część III

image_pdfimage_print

Ach…to jest pierwsze pytanie w gabinecie po tym jak zdiagnozujemy problem. Co mam zrobić, żeby z tym skończyć? Już tak nie chcę. Mam dosyć. Nie potrafię tego przerwać?

Jako psycholog- terapeuta doskonale to rozumiem i potrafię wczuć się w sytuację tak trudną jak ta. Uprzedzam, że taka zmiana będzie trudna i jest potrzebna wewnętrzna gotowość i zgoda na pracę nad zmianą schematów, a może i często na odważne decyzje. Mogą naprzemiennie pojawiać się ambiwalentne uczucia oraz skrajne myślenie. Może nawet pojawić się chwilowe wycofanie, a nawet odstąpienie od zmiany. Jednak wytrwali dochodzą do zamknięcia konfliktów. Jeśli ufają sobie i terapeucie i czują się przy nim bezpiecznie oraz nie robią nic wbrew sobie – osiągają cel. Towarzystwo psychologa ułatwia przejście przez najtrudniejsze chwile. Otrzymują wsparcie i zrozumienie oraz wskazówki. Jednak decyzja co zrobią zawsze należy do nich. To jest ich proces zmian i muszą sami domykać kolejne drzwi i uświadamiać sobie własne konflikty. Zamykać je bezpiecznie i nie unikać, nie wypierać i nie tłumić uczuć. Osoby, które przeszły tę drogę doskonale wiedzą, że warto to zrobić, żeby nie bać się żyć. Ci, którzy nie są gotowi rezygnują, nie konfrontują się ze sobą, uciekają od zmiany – żyją w lęku i nawet rezygnują z wyzwania. Przerwą pracę nad sobą i z frustracją będą obwiniać wszystkich wokół za brak zmiany. Niestety tak to działa. Bo odpowiedzialność jest najwygodniej przerzucić na kogoś – taki mechanizm tłumienia, wyparcia własnej bezradności w konfrontacji z problemami. Czasami tak jest łatwiej dalej żyć w schematach i racjonalizować przegraną jako niesprawność czyjąś, a nie własną. Można powiedzieć, że to może być brak dojrzałości, odwagi albo jedno i drugie lub jeszcze inne czynniki nie wspierające pracy terapeutycznej. I tak się zdarza. Trzeba być na to przygotowanym. Jak jest się w uwikłaniu i wielu otwartych konfliktach wewnętrznych samodzielnie trudno jest to zrozumieć. A co dopiero z tym skończyć. Taka zmiana wiąże się niestety na początku z poczuciem straty, a i często odczuwanym cierpieniem.

Wyobraźcie sobie, że ta zmiana to wejście na Mount Everest. Trzeba się zatem najpierw dobrze przygotować, odpowiednio wyszykować, wyznaczyć trasę i przewidzieć ryzyko oraz szanse na wyzwanie. Wytyczyć krótkie cele. Po drodze jest kilka baz. Zatrzymujesz się i sprawdzasz, czy dalsza wyprawa jest bezpieczna, czy nie trzeba zmienić drogi. Może okazać się, że schodzi lawina i trzeba się schować na chwilę, żeby bezpiecznie przetrwać ten trudny czas. Jak już przejdziesz to wszystko razem z towarzyszącym terapeutą, twoja droga do celu na szczyt jest już łatwiejsza. Jesteś wzmocniony i ostatnią bazę pokonujesz samodzielnie. Bo już jesteś gotowy osiągnąć swój cel.

Czasami trwa to szybciej, a czasami dłużej, to zależy od cech osobniczych i sprzyjających bądź nie warunków, środowiska i atmosfery. Jak również genów.

Jak wiecie nie można na Mount Everest skoczyć ze spadochronu, bo jeśli nie przejdziesz aklimatyzacji narażasz się na ryzyko zagrożenia życia. Zatem szybko się nie da. Po prostu trzeba się przygotować na trud, pot i ciężką pracę. Za to satysfakcja jaką się odczuwa, kiedy wejdzie się bezpiecznie na szczyt jest bezcenna. Zaczynasz wreszcie żyć, oddychać, masz wolne myślenie, dopiero czujesz prawdziwe czyste uczucia jak szczęście, miłość, zadowolenie, przeżywasz zdrowo złość i wstyd oraz smutek. Potrafisz już konfrontować się ze wszystkimi emocjami.

Zatem na koniec pozytywnie. Nie chcesz być SURYKATKĄ. Podejmij decyzję. W tym roku, może warto postawić sobie taki cel. A czy wytrwasz,co zmienisz i jak to wpłynie na twoje życie ocenisz za rok. Jeżeli masz gotowość do zmian i rewolucji życiowej oraz ciekawość na nowe życie nie zwlekaj, nie myśl, nie analizuj, zaryzykuj – DZIAŁAJ!

Powodzenia